niedziela, 31 maja 2009

Poprawki, poprawki poprawek...


Każdy, kto kiedyś studiował, albo kto przynajmniej miał kontakt ze studentami wie, że na każdym roku znajdzie się jakiś szkopuł, trudny do obejścia. Ja właśnie z takim szkopułem mam teraz do czynienia. Nazywa się on statystyką i uwidacznia powszechną dysfunkcje matematyczną młodych (często – pseudo)inteligentów.

Największy paradoks siedzi w tym, że kształcąc się na uczelni humanistycznej i studiując najnudniejszy kierunek realizowany na wyższych uczelniach – administrację (ha! Wiem, wiem. Licencjat z tego zrobić bardzo trudno, bo cholernie nudno, lecz papier ten będzie miał ogromną wartość, bo jest wszechstronny. Przyda się wszędzie, bo wszędzie działa administracja. A jeśli się nie przyda, to przynajmniej domem będę kompetentnie zarządzał), mam do czynienia z istną matematyką, i to tą jej odmianą związaną z ogromnymi zbiorowościami i analizowaniem każdej jej absurdalnej cechy. I ucząc się tejże statystyki, patrząc na te wzory wielkości muru berlińskiego, które wpisywane na komputerze go zawieszają, a później obserwując marne wyniki kolejnych kolokwiów doszedłem do wniosku, że Polacy liczyć nie umieją (też, żem Amerykę odkrył!).

Mamy wielkie problemy z liczeniem, ale nie tym wyrafinowanym, do którego potrzebny jest mózg Ensteina, lecz z naprawdę najprostszymi obliczeniami. W czasach, kiedy liczenie wykonują za nas kalkulatory, komputery i inne nowoczesne liczydła, nam mózgi w sferze obliczeniowym wymarły. No bo niby po co mamy teraz liczyć? Pieniądze potrafimy zsumować, to najważniejsze. A nikt z nas nie zarabia tyle, by policzyć mamony nie zdołał

Najbardziej obrazujące, ten fatalny matematyczno-społeczny stan rzeczy zdanie wypowiedział mój studyjny kolega z ławki. Kiedy głowiliśmy się nad kolejnym statystycznym zadaniem, wyliczając różnego rodzaju odchylenia, mediany, dominanty, współczynniki i inne bzdety, których nigdy w życiu obliczać nie będziemy musieli, mój współtowarzysz użył kalkulatora. Pomnożył dwie piątki (5X5!) i spuentował: „Stary, przecież ja już 5 lat nie liczyłem...”. Nie liczymy, a teraz mamy poprawki poprawek...

piątek, 29 maja 2009

Blogowanie jest fajne!


Oglądając kiedyś tam - nie pamiętam teraz dokładnie kiedy, ale kilkanaście miesięcy wstecz na pewno – telewizję (a ostatnio zdarza mi się to coraz rzadziej, ot takie sobie odstępstwo) zobaczyłem reklamę serka hochland, emanujące przesłaniem „wymienianie się jest fajne”. Reklama zwykła, jak setki innych emitowanych w telewizji co 10 minut. Ale puenta jak najbardziej oryginalna. Postanowiłem zatem sparafrazować zasadnicze zdanie tejże reklamy i wpisać premierową notkę na najnudniejszego bloga w świecie internetu, tytułując ją właśnie okrzykiem: „blogowanie jest fajne!” Bo fajne jest...

W nawyk spisywania różnych wydarzeń – dotychczas tylko sportowych, które możecie śledzić na www.mateuszpaczkowski.blogspot.com – wpadłem bity rok temu. Natchniony postępującym zjawiskiem blogowania postanowiłem pokazać też swoje, marne oblicze. A jak! Zasadniczy wpływ na założenie nieśmiertelnej, ale poważnie ranionej Piłki Na Okrągło miała moja pasja do futbolu – jakiż ja zwykły facet jestem, na dodatek piwo lubię! I tak oto się zaczęło, a później zjawisko to również zaczęło... ale postępować! Pisałem coraz więcej i coraz częściej, ale zauważając, że bardzo trudno przebić się w świecie piłki, w którym bezustannie rządzą blogi dziennikarzy sportowych (czemu ja, głupi i naiwny tak naprawdę się temu dziwię?), wpadłem znienacka, zupełnie jakby napadł mnie intelektualny rabuś, ale nie, że intelekt skradł, tylko pomysł mi do głowy mocnym uderzeniem wbił – założę bloga zwykłego, opisującego mój punkt widzenia (oj, już to widzę za parę lat, jak zajrzę tutaj ponownie, mając światopogląd zgoła odmienny od dzisiejszego).

Nie ukrywam, że na pomysł ten wpadłem czytając felietony kolejnych błyskotliwych dziennikarzy, z Igorem Zalewskim (o czym już wspominałem, ale notkę niżej, chyba, nie pamiętam) na czele. Postanowiłem i bloga Po mojemu założyłem. A, że blogować lubię, bo przecież blogowanie jest fajne, to z nim ruszam. A wiecie czemu blogowanie jest fajne? Bo jak się lubi na komputerze przesiadywać, na bok odkładając: imprezy, wypady i wszelkiego rodzaju libacje, to coś na nim do licha trzeba robić. Trzeba blogować! ;)

Ps. Ja naiwnie ciągle myślę, że blogują osoby, które mają jednak coś do powiedzenia. Jednostki, chcące podzielić się swoimi przemyśleniami, a czasami nawet swoimi wpisami zainteresują inne persony.

Będzie nudno, czyli po mojemu




Zakupiłem i czytam ostatnio "Ogólną Teorię Wszystkiego" autorstwa błyskotliwego felietonisty Igora Zalewskiego. Facet - jak dla mnie oczywiście - przebojowo łączy humor z absurdem, groteskę z powagą, rzeczywistość z fikcją. I tak sobie czytając jego zapiski postanowiłem założyć bloga "obyczajowo-społecznego", na którym wypisywałbym różnorodne bzdety, dziwaczne wytwory własnej wyobraźni. Niedługo zacznę. A zacznę, jak pierwszy rok studiów zaliczę ;-)

BLOGA BĘDĘ DOPRACOWYWAŁ, A NA TO TEŻ CZASU POTRZEBA ;-)